Rozpoczął się sezon truskawkowy. Te pyszne owoce możemy kupić w kilku miejscach Grójca, choć – według przepisów – handlować nimi powinno się wyłącznie na „zieleniaku” przy Mszczonowskiej.
Na problem zwrócił nam uwagę jeden z naszych czytelników, który chcąc dowiedzieć się, gdzie w Grójcu może legalnie sprzedawać truskawki, udał się do straży miejskiej. – Dowiedziałem się, że miejscem do tego przeznaczonym jest „zieleniak” przy ulicy Mszczonowskiej. I tam poszedłem – tłumaczy. – Niestety, we wtorki przychodzi tu niewielu klientów – dodaje. Z tego względu na targowisku niedużo było też sprzedających. W sumie cztery stoiska, w tym dwie osoby oferujące truskawki. Należy jednak przyznać, że popularność targowiska w ostatnich miesiącach spadła w dużej mierze ze względu na trwający remont ulicy Mszczonowskiej.
Zdecydowanie większy ruch tego dnia (we wtorek) panował przy ul. Lewiczyńskiej (mniej więcej w okolicach sklepu Pepco). Co najmniej kilkunastu sprzedawców, klientów przebierających w łubiankach pełnych truskawek też sporo. Jednego ze sprzedawców zapytaliśmy, czemu handluje owocami przy Lewiczyńskiej zamiast na „zieleniaku”, czyli de facto miejscu do tego przeznaczonym. – Tam jest sens stać tylko w czwartki i soboty. W inne dni nie ma ludzi na „zieleniaku” – powiedział nam szczerze. – Tutaj ciągle ktoś przechodzi, nawet przy okazji może zrobić zakupy, a tam trzeba się wybrać specjalnie – dodał.
Czy zatem na „zieleniaku” w inne dni niż czwartki i soboty nie ma klientów, bo mało jest sprzedawców? Czy jednak brakuje sprzedawców, bo nie ma klientów? Inna sprawa, że na targowisku trzeba płacić placowe – 15 zł w czwartki i soboty, 7 zł w pozostałe dni. Ponadto, stali handlarze muszą płacić 40 zł miesięcznie za rezerwację stolika. Natomiast za handel na chodnikach, choć one także – tak jak „zieleniak” – są własnością miasta, żadnej opłaty się nie wnosi. Paradoksalnie więc Ci, którzy na miejskim gruncie sprzedają bez uiszczania żadnych należności mają większe szanse na zarobek, niż ci, którzy z miastem się rozliczają.
Teoretycznie za handel przy ulicy można dostać mandat, ale straż miejska na szczęście nie egzekwuje przestrzegania tego przepisu. – Nie będziemy karać ludzi, którzy chcą zarobić na sprzedaży swoich truskawek – mówi komendant straży miejskiej Sławomir Majewski. – Handel płodami rolnymi przy Lewiczyńskiej to mocno zakorzeniona tradycja naszego miasta. Okolicznym mieszkańcom to nie przeszkadza – wyjaśnia komendant i przewiduje, że po oddaniu do użytku Mszczonowskiej większość sprzedawców przeniesie się na „zieleniak”.
Z tym, że sprzedawców truskawek z Lewiczyńskiej nie należy karać, zgadza się też nasz czytelnik. Jego zdaniem powinno się jednak umożliwić wszystkim handel w jednym punkcie. – Może należałoby np. przez jeden dzień w tygodniu udostępniać sprzedawcom owoców i warzyw Placu Wolności? Oczywiście z zachowaniem czystości i porządku – zastanawia się.
A co Wy, szanowni czytelnicy, sądzicie na ten temat? Zachęcamy do dyskusji.
dg