„(...)Myślę, że istnym szaleństwem, a zarazem najgorszą znieczulicą, jest brak pomocy dla zwierząt ze strony człowieka w sytuacji porzucenia, czy wtedy kiedy widzimy, że blisko naszego domu lub posesji jakieś zwierzę umiera z głodu...”
„Człowieczeństwo nie jest stanem,
w którym przychodzimy na świat.
To godność, którą trzeba zdobyć.”
Jean Bruller
Istota człowieczeństwa nie wynika z samego faktu urodzenia się w ludzkiej skórze. Dobroć, chęć niesienia pomocy, empatia, kształtują się w nas na przestrzeni lat, w zależności od sytuacji i ludzi, jakich spotykamy na swojej drodze życia. Zdarza się, że przez ciąg niefortunnych zdarzeń zamykamy się w twardej skorupie... Jeśli czujesz, że dalsza część mojej wypowiedzi mogłaby być o Tobie, uspokoję Cię- nie będziemy dziś drążyć w Twojej psychice. Możemy porozmawiać o tym, co możesz zrobić, by zdjąć ten pancerz i pomóc.
Pamiętaj: gdy pomagasz, otwierają się wrota, które podwajają pulę szczęścia, jaką wysłałeś w świat.
Człowiek jest na samym szczycie ewolucyjnej góry. Nieograniczone możliwości naszego umysłu pozwalają nam czuć się zwycięzcami i władcami świata- świata zamieszkiwanego współcześnie przez ok. 1,3 miliona gatunków zwierząt, zdanych na naszą łaskę, bądź co gorsza, niełaskę.
Stosunek ludzi do zwierząt domowych dzielę na cztery grupy:
-aktywnych pomagaczy- mam zwierzę/zwierzęta, a gdy widzę, że jakiemuś zwierzakowi dzieje się krzywda, natychmiast poszukuję środków zaradczych;
-obserwatorów- lubię, ale mam (tu wstaw swoją liczbę) powodów, by nie pomagać, nie adoptować;
-szkodników pośrednich- utrudniam pomaganie zwierzętom, bo mi przeszkadzają-śmierdzą, brudzą, szkodzą (najczęściej spotykane w blokach);
-szkodników bezpośrednich- truję, torturuję, „unieszkodliwiam” i czerpię z tego dziką satysfakcję.
Mam nadzieję, że nikt z czytających nie utożsamia się z ostatnią wymienioną przeze mnie grupą. Jeśli zaś identyfikujesz się z grupą 2 lub 3, gratuluję- wciąż możesz znaleźć się w czołówce!
To Ty zostałeś stworzony, by strzec naszych małych przyjaciół. To Ty JESTEŚ W STANIE im pomóc. To Ty w ostatnim tygodniu przynajmniej raz widziałeś zwierzę, oczekujące Twojej reakcji. To Ty wciąż możesz zareagować!
Człowieczeństwo dostrzegłam w Pani Anecie z gminy Goszczyn (moja rozmówczyni woli pozostać anonimowa). Wielu z Was pewnie stwierdzi, że ta kobieta ma zbyt miękkie serce- ja jestem bliższa stwierdzeniu, iż jest Aniołem. Aktualnie jest właścicielką czterech psów oraz kota, większość z nich, niestety, doświadczyła cierpienia za sprawą zapewne sfrustrowanych własnym życiem właścieli.
Pani Aneto, wszystkie zwierzęta zostały przez Panią przygarnięte z ulicy. Jak wyglądał ten pierwszy raz?
Pierwszym "lokatorem" był wyżeł, z wyraźną raną na łapie, po postrzale z broni myśliwskiej. Był psem, który na wiele, wiele lat pozostanie w naszej pamięci, chociaż już od 2 lat nie ma go z nami. Uwielbiał zabawy z piłką, spacery, na które zazwyczaj niósł w pysku butelkę z wodą. Został znaleziony na naszej ulicy, ponad 7 lat temu, w stanie silnego wygłodzenia i wyczerpania organizmu. Stopniowo odzyskiwał siły, przebywając w jednym z garaży, ponieważ nie mieliśmy wtedy dla niego budy.
Większość ludzi obawiałaby się kłopotów...
Mama bardzo bała się, że Kuba, bo takie nadaliśmy mu imię, będzie sprawiał problemy, uciekał od nas lub psuł ogrodzenie. Na szczęście jej obawy się nie potwierdziły, gdyż nasz przygarnięty psiak, chociaż w chwili znalezienia miał już ok 3 lat, doskonale przystosował się do nas i naszych zasad. Lubił biegać z drugim psem, nie zagryzał kur, ani kaczek, co było rzeczą niewiarygodną jak na psa rasy myśliwskiej. Bywały chwile, gdy to inne zwierzęta robiły mu na złość, a on był dla nich potulny jak baranek.
Kuba był niesamowitym psem... Dobrze, że mógł przeżyć resztę swojego życia w godnych warunkach. Dziś Pani lokatorami są cztery psy - Sonia, Misiek, Mucha i Kajtek oraz kot Borys- proszę o nich opowiedzieć.
Sonia to ok. 8 letnia suczka, która została porzucona ze swoim synem, Miśkiem, na teren prywatnej posesji pod koniec 2008 roku. Tak jak w przypadku poprzedniego psa, te były także zagłodzone, ale strasznie lękliwe. Na każde podniesienie ręki, w jakimkolwiek geście, np. poprawienia sobie czapki, Sonia przez kilka lat reagowała nietrzymaniem moczu i przeraźliwym wyciem. Jest to doskonałe przedstawienie sytuacji w ich poprzednim miejscu pobytu.
To straszne... Na pewno ciężko było zaadaptować je do nowej sytuacji.
Psiaki od razu dostały nowe budy. Pomimo lęku do ludzi, bardzo szybko zaaklimatyzowały się w nowym miejscu. Sonia jest mieszańcem jamnika z kundelkiem, dlatego na całym podwórku, sadzie i łące nie ma ani jednego kreta, ani myszy. Potrafi całe dnie towarzyszyć nam przy pracy na polu, na które dojeżdza samochodem, ponieważ bardzo to lubi. Misiek jest psem, pilnującym podwórka, ale bardzo wiernym, nigdy nie wychodzi za otwartą bramę. Jego jedyną wadą jest niechęć do kotów, które odstrasza głośnym szczekaniem. Oba te psiaki zapewniają nam ogromne bezpieczeństwo, pilnując zarówno podwórka jak i pozostawionego na polu traktoru lub samochodu, przy którym wiernie leżą, podczas nieobecności właścicieli. Kiedy przygarnęliśmy te zwierzaki, ja zaczęłam naukę w szkole średniej, do której miałam dosyć daleko. Moi rodzice przez 6 dni w tygodniu pracują zawodowo, jak również w sadzie- jednak nie było to dla nas problemem w opiece nad Sonią i Miśkiem, a także wcześniej przygarniętym Kubą. I nie chodzi tu tylko o danie jeść, czy wody, ale też o to, żeby to zwierzę chociaż przez kwadrans dziennie czuło się potrzebne, potowarzyszyło nam przy codziennych obowiązkach, takich jak podlewanie ogródka, czy też mycie auta.
To ważne, by zwierzę czuło się potrzebne. Wiele osób boi się adopcji, mając na uwadze swoją nieobecność, a tym samym brak czasu. Jak widać, możliwe jest połączenie posiadania psa z pracą zawodową i nauką, choć tu dużym plusem jest posiadanie podwórka.
Jeżeli decydujemy się na adopcję, a mieszkamy w bloku, musimy mieć tolerancyjnych sąsiadów. Tutaj naszą adopcję musimy bardziej przemyśleć, ponieważ obecność psa, jego odgłosy mogą przeszkadzać naszym sąsiadom. Ważne jest też to, aby nasz zwierzak nie pozostawał sam na cały dzień.
Uważam, że standardowe osiem, dziewięć godzin jest dla psa do zniesienia. Z innej rozmowy wyniosłam, że zachowanie psa podczas nieobecności właściciela jest kwestią wychowania, a tak naprawdę większość czasu zwierzę poświęca na sen. Jakby nie było, z pewnością lepszą opcją jest dla niego osiem godzin samotności, niż całe życie spędzone w schronisku... Wracając do Pani historii- w jakim stanie była Mucha, gdy ją Pani zobaczyła po raz pierwszy?
Kiedy Mucha pojawiła się w okolicy naszego domu, wyglądała na ok. 1 rok. Nigdy wcześniej nie widziałam tak ostrożnego psa, który mimo głodu zabiera dane mu jedzenie dopiero po odejściu na bardzo daleką odległość osoby, która mu je dała. Muchę zauważyłam po wakacjach, jestem pewna, że została porzucona przez właścicieli przyjeżdzających w naszą okolicę do swoich domków letniskowych. Są to bardzo pewne podejrzenia, gdyż suczka przez pół roku po porzuceniu odwiedzała jeden z tych domów, pustych poza sezonem. Była wyjątkowo zadbana, i nauczona porządku. Pozwoliła się dotknąć dopiero podczas ogromnego mrozu w zimę w 2012 roku, kiedy to leżąc na trawniku przy ulicy z zesztywniałymi łapami, nie miała już siły by wstać. Podniosłam ją i zaniosłam do pustej budy, gdzie spędzała noce, a na dzień zostawała wypuszczana.
Mucha musiała bardzo tęsknić za poprzednim właścicielem... Do nowej relacji z człowiekiem tak naprawdę została zmuszona przez mróz. Uratowała ją Pani! Jakim psem Mucha (na zdjęciu - red.) jest teraz?
Dziś Mucha jest psem, którego nie można się "pozbyć", to znaczy wszędzie jest jej pełno, skacze, raduje się na widok bliskich. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze 1,5 roku wcześniej nie pozwoliła się nawet pogłaskać. Jest nielubiana przez kury, które ją często dziobią, ale ona im się za to nie odpłaca, tylko bardzo szybko przed nimi ucieka. Całe dnie może spędzać wraz z Sonią, kopiąc na polu i goniąc zające.
Prawdziwy psi wulkan energii! A ostatni z Pani psów, Kajtek?
Kajtka dostrzegłam na początku lata zeszłego roku. Przez kilka dni przy pobliskim przystanku PKS błąkał się przesłodki mieszaniec pekińczyka! Kiedy zawołałam na niego trzymając w ręku przynętę w postaci bułki, przybiegł od razu, jak do znajomej mu osoby. Bez problemu przyjechał ze mną do domu. Miał troszkę brudną sierść, ale nie był w tak fatalnym stanie jak Sonia czy Mucha. Obecnie Kajtek jest u nas już półtora roku, wyrósł na bardzo energicznego psa, który uwielbia piszczące piłeczki i stare pluszowe miśki, i nigdy nie jest mu za wiele zabaw z ludźmi. Dni spędza w ogrodzeniu, a wieczorem jest wypuszczany, aby się wyszaleć. Jest bardzo czujnym psem, uczulonym na obcych. Jest świetnym towarzyszem przechadzek z kotem Borysem.
Czyli jednak nieprawdą jest powiedzenie z negatywnym wydźwiękiem: "żyją jak pies z kotem"?
Zdecydowanie nie! Historia pojawienia się u nas Borysa jest dla mnie bulwersująca, ponieważ ktoś potraktował nas jak "mini-schronisko", wrzucając 3-tygodniowego kociaka bezpośrednio za nasze ogrodzenie...
Okropne, choć z drugiej strony to „lepsza” postawa, niż uśmiercenie kociaka bądź pozostawienie go na pastwę losu np. w lesie. Widocznie ten człowiek nie był całkowicie wyzuty z emocji... Co nie zwalnia z obowiązku porozmawiania z przyszłym właścicielem- jestem pewna, że znając sytuację kotka przygarnęłaby go Pani bądź chociaż pomogła w poszukiwaniach nowego domu dla Borysa. Kot wśród czterech psów- nie było problemów z przystosowaniem go?
Ponieważ to było maleństwo, szybko przyzwyczaił się do nowego środowiska. To wyjątkowo łowny kot, nie straszne mu zarówno myszy, szczury, jak i gołębie. Uwielbia zabawy z psem, wspólne gonienie za piłką. Bardzo lubi, gdy ktoś siada obok niego na ławce, wtedy może się przymilać i prosić o głaskanie. Całe dnie spędza na łowach, do swojego legowiska wraca na wieczór.
Jest Pani osobą o wielkim sercu dla zwierząt, co podziwiam i tak myślę sobie- gdyby każda rodzina w Polsce zaadoptowała choć jednego psa ze schroniska, o ile lepszy byłby świat, a ludzie bardziej ludzcy, z racji opieki nad naszymi małymi przyjaciółmi. Czy chciałaby Pani dodać coś na koniec?
Uważam, że po przeczytaniu tego artykułu wielu czytelników stwierdzi, że to istne szaleństwo posiadanie tylu zwierząt, ale ja myślę, że istnym szaleństwem, a zarazem najgorszą znieczulicą, jest brak pomocy dla zwierząt ze strony człowieka w sytuacji porzucenia, czy wtedy kiedy widzimy, że blisko naszego domu lub posesji jakieś zwierzę umiera z głodu... Ja w takiej sytuacji stawiam się na miejscu tego psa lub kota: co ja bym czuła, gdyby ktoś mi bliski, kopnął mnie w tyłek i wyrzucił na ulicę bez jedzenia. Nie rozumiem też mody na rasowe psy i koty kupowane za ogromne pieniądze od „specjalistów- hodowców”, którzy tak naprawdę w większości przejmują się tylko jak największym miotem, później nabywcą i oczywiście późniejszym zyskiem. W schroniskach czy też po prostu szukając psa/kota wśród znajomych, którym akurat powiększyła się gromadka możemy nabyć tak samo kochanego, fajnego zwierzaka jak za kilkaset złotych, a może nawet bardziej oddanego nam?... Wiem to na własnym przykładzie!
Dziękuję za rozmowę, a wszystkim czytelnikom na troski polecam, bez wyszczególniania- ZWIERZĘ!
Marta Time