Polskie Amityville. Nawiedzony dom jak z horroru

Istnieją domy, które przerażają już samym swoim wyglądem, a okoliczni mieszkańcy omijają je szerokim łukiem. Taki właśnie jest jeden z domów pod Warszawą na trasie wylotowej do Grójca. Swoim niecodziennym, mrocznym wyglądem przypomina historię domu z Amityville, słynnej posiadłości przy 112 Ocean Avenue.

Stoi opuszczony, ogromny i nikt w nim nie mieszka. Rzekomo nawiedzony dom, który swoim kształtem i konstrukcją przypomina ten rodem z pierwszej części „Obecności” Jamesa Wana. Posiadający kilka kondygnacji, piętrzący się z dala budynek w sąsiedztwie rozległego lasu. Czerwona cegła, rdzewiejący dach i zaniedbane podwórko. Nic dziwnego, że powstały na jego temat legendy krążące wśród okolicznych mieszkańców. Grupa Mystery Hunters, badająca zjawiska niewyjaśnione, otrzymała informacje o tym rzekomo nawiedzonym domu z trzech niezależnych od siebie źródeł. Pierwszy ze świadków tak opisuje historię tego domu:

„Przez te wszystkie lata kiedy przejeżdżałam obok tego domu, od zawsze stał pusty, nikt w nim nie mieszkał. Dookoła rosły dzikie sady i las. Miejscowi opowiadali, że tam kogoś zamordowali i nikt nie chciał od tamtej pory kupić tego domu. Strach przejmował nawet wtedy, gdy się przejeżdżało i na niego spoglądało” – mówi mieszkanka okolic Grójca.

Drugi świadek, który również nie raz mijał posiadłość opowiada, że za każdym razem jak ktoś wprowadzał się do tego domu, nie mijało dużo czasu, a budynek znowu pozostawał niezamieszkany. Rzekomo krążą pogłoski, że ktoś włamał się kiedyś do tego domu i wymordował całą rodzinę. Od tego momentu miało straszyć. Jeszcze jedna opowieść mówi o ekipie remontowej, która uciekała z domu, ponieważ coś nie dawało im w spokoju skończyć swojej pracy. Grupa Mystery Hunters postanowiła na własnego skórze zweryfikować, co tak naprawdę dzieje się w tym domu. Za pozwoleniem właściciela, o północy z soboty na niedzielę udali się do posiadłości, żeby sprawdzić, czy faktycznie straszą tam jakieś nieznane siły.

„Rozstawiliśmy kamery we wszystkich pomieszczeniach domu i czekaliśmy na jakikolwiek efekt. Nie było to łatwe, ponieważ budynek jest bardzo rozległy. Z wyjątkiem jednej zastanawiającej szarej smugi, nic więcej nie udało nam się zarejestrować, co nie wyklucza w stu procentach, że dom nie jest nawiedzony”.

Można jednak z pewną dozą przekonania stwierdzić, że bywa, iż ludzie dopowiadają sobie różne historie, które nabierając impetu, zamieniają się w niekończące się miejskie legendy. Być może stan niewykończonego budynku odstraszał na tyle, że łatwo było do niego przypisać jakąś historię. Czasem bywa po prostu tak, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.