Kilka dni temu poznaliśmy nowy program Prawa i Sprawiedliwości, który ma poprowadzić to ugrupowanie do zwycięstwa w tegorocznych wyborach do europarlamentu i parlamentu polskiego. W świetlanej wizji naszego kraju rysowanej przez partię z Nowogrodzkiej jest też mowa o odbudowie połączeń autobusowych w małych miejscowościach.
W Polsce, w ciągu kilkunastu ostatnich lat połączenia autobusowe, głównie PKS, zostały zredukowane o połowę. Z prawie miliarda przejechanych kilometrów, do niespełna pół miliarda. Przywrócimy to! Przywrócimy ten miliard – zakomunikował Jarosław Kaczyński, prezes PiS, podczas konwencji swojej partii.
Niezależność
Lokalny transport autobusowy umiera od lat. Ma to oczywiście związek z rozwojem transportu indywidualnego. W niemal każdym gospodarstwie jest samochód, a w większości po kilka. Młodsze dzieci są coraz częściej dowożone do szkoły przez rodziców. Starsze zaś, gdy tylko kończą 18 lat, zdają egzamin na prawo jazdy i same dojeżdżają. Tak jest szybciej, wygodniej i oczywiście niezależnie – można wsiąść do auta i pojechać, o dowolnej porze i gdzie się żywnie podoba.
Chętnych na podróżowanie autobusem jest coraz mniej. Autobus, w którym jest tylko kierowca i dwoje, troje pasażerów to częsty widok. Przewoźnicy likwidują więc kolejne połączenia. Budzi to zrozumiałe oburzenie tej niewielkiej grupy osób, które jednak korzystają z komunikacji publicznej. W odpowiedzi szefowie PKS-ów rozkładają ręce, tłumacząc zamykanie kursów bilansem ekonomicznym. „Nie możemy wozić powietrza” – mówią.
Wraz z likwidacją kolejnych kursów rośnie liczba osób wykluczonych, które nie mają, jak dostać się do szkoły, pracy, ośrodka zdrowia, sklepu czy urzędu. Niezmotoryzowani muszą liczyć na pomoc rodziny lub życzliwego sąsiada. A gdy kogoś takiego zabraknie… Olga Gitkiewicz, reportażystka, te miejscowości, dokąd nie dociera transport publiczny, nazywa „pułapkami”.
Przyzwyczajenie
Jakimś rozwiązaniem byłyby dopłaty samorządów do transportu publicznego. Jednak gminy, które już i tak są nadmiernie obciążone zadaniami, nie chcą finansować kursów autobusowych. – Gdyby chociaż ludzie chętnie jeździli autobusami, to można byłoby się zastanowić nad dopłatami. Jakiś czas temu zlikwidowano połączenie. Przyszli do nas pasażerowie oburzeni tym faktem. Rozpoczęliśmy więc negocjacje przewoźnikiem w sprawie przywrócenia kursu. Ostatecznie zgodził się na próbę. Autobus przejechał dwukrotnie. Nie wsiadła do niego ani jedna osoba. Oczywiście znów kurs został zawieszony – powiedział mi włodarz jednej z podgrójeckich gmin.
Obserwując spadające zainteresowanie lokalnymi połączeniami autobusowymi, można zadać pytanie, czy pomysł PiS-u nie jest po prostu próbą reanimacji trupa? Trudno bowiem wyobrazić sobie, że mieszkańcy powiatu grójeckiego (zwłaszcza wsi) zmienią swoje przyzwyczajenia i zaczną korzystać z komunikacji zbiorowej. Jeżeli dany kurs zostanie przywrócony, a będą z niego od czasu do czasu korzystać 3 osoby (albo i nie), niewiele się zmieni… Autobus dalej będzie kursował, wożąc powietrze. A i tak za to wszystko zapłaci podatnik.
Otworzyć kursy?
Jestem daleki od potępiania pomysłu odbudowy komunikacji publicznej, bo wykluczenie transportowe jest sprawą poważną i trzeba o niej rozmawiać. W jakimś stopniu sytuację mogłoby poprawić lepsze dostosowanie rozkładów do oczekiwań pasażerów. Należałoby również przedyskutować, czy kursy zamknięte (np. takie, z których mogą korzystać tylko uczniowie) mogłyby zostać otwarte dla wszystkich chętnych – oczywiście przy spełnieniu wszystkich warunków, głównie związanych z bezpieczeństwem dzieci.
Oby tylko projekt odbudowy połączeń autobusowych nie podążył w stronę obciążania samorządów gminnych i powiatowych kolejnymi zadaniami oraz kosztami przywracania połączeń. Bo w końcu dojdzie do kuriozum – autobus pojedzie, ale zniszczoną drogą, gdyż gminy nie będzie stać na remont.
Dominik Górecki