• Kostka Brukowa Grójec - Bruk Designer
  • Trakt Królewski w Grójcu
  • Szkoła jazdy Manewr Ośrodek Szkolenia Kierowców Grójec
  • Koszary Arche Hotel w Górze Kalwarii
  • Nowa inwestycja w Grójcu: apartamenty przy ul. Kolarska 8

Jerzy Engel jr: futbol nie jest absolutny

Jerzy Engel jr (fot. Mateusz Adamski)
  • Szyte wnętrza - sklep z żaluzjami i zasłonami
  • Klucz Serwis - dorabianie kluczy do drzwi i samochodów
  • Dental Atelier - stomatologia i medycyna estetyczna w Grójcu
  • Perfumeria Tanellis & Biżuteria - Grójec Pasaż Intermarche
  • Autoryzowany sklep i serwis Viessmann w Grójcu

Z Jerzym Engelem jr., nowym szkoleniowcem Mazowsza Grójec, rozmawia Dominik Górecki.

Co skłoniło Pana do przyjęcia oferty Mazowsza?

Głód piłki. W ostatnich sezonach nie pracowałem i ten głód futbolu narastał we mnie. Podjąłem więc decyzje, że od tej rundy wracam na ławkę trenerską. Grójec jest mi bardzo bliski, bo jestem związany z tą częścią Mazowsza. I nie chodzi tylko o to, że pracowałem w Radomiaku, ale również o to, że są to rodzinne strony mojej mamy. Mam rodzinę w całym powiecie grójeckim i spędzam tu dużo czasu, bo przyjeżdżamy na naszą działkę nad Pilicą. Propozycja prezesa Kostrzewy była dla mnie bardzo atrakcyjna również dlatego, że nie muszę robić rewolucji w moim życiu prywatnym. Mazowsze to uznana marka i przychodzę do Grójca z wizją zbudowania solidnej drużyny.

Jakie cele, związane z pracą w Grójcu, Pan sobie osobiście stawia?

Mam zawsze te same cele. Zamierzam stawiać na zawodników, którzy są stąd, którzy tu się wychowali i są związani z Mazowszem. Czuję obowiązek rozwijania klubu. Nie patrzę na ten projekt krótkoterminowo. Będę bacznie obserwował drużynę juniorów. Chcę, aby ten zespół był faktyczną reprezentacją Grójca.

Odważne stawianie na młodych zawodników czasem może być problemem. Zwłaszcza, gdy celem jest konkretne miejsce w tabeli.

W tym sezonie awans jest raczej niemożliwy, bo Mazowsze ma 17 punktów straty do drużyny, która zagra w barażach. Celem sportowym będzie zatem uniknięcie degradacji. Liga będzie bowiem zreorganizowana i spadnie z niej większość drużyn. Ale jestem ambitnym trenerem i zawsze myślę o tym, żeby wygrywać ligę. Właśnie w tym kierunku chcę przygotować drużynę. Jeśli w tym roku spełnimy swoje założenia, to w przyszłym sezonie powinniśmy walczyć o awans.

Czy zdążył już Pan poznać drużynę?

Tak, rozmawiałem już z każdym zawodnikiem. W obecnej chwili warunki treningowe są dość utrudnione, ale staramy się pracować indywidualnie. Dzięki technice mam możliwość prowadzenia zawodników zdalnie. Używając aplikacji, mogę zobaczyć, jak wyglądał ostatni trening każdego z moich piłkarzy. Wiem, gdzie biegał, jak długo biegał, w jakim tempie.

Grójeccy kibice bardzo miło wspominają niedawno zmarłego trenera Andrzeja Prawdę, który osiągał tu spore sukcesy. Pan i Pana tata bardzo dobrze znaliście tego szkoleniowca.

Andrzej Prawda był przyjacielem mojego ojca. Razem grali w piłkę, a potem razem pracowali. Znałem go od dziecka. Jego śmierć to wielka tragedia i strata. Był to człowiek pozytywny, zawsze otwarty na ludzi, duża osobowość piłkarska. Chyba nie ma osoby, która powiedziałaby o nim złe słowo. Byłem jednym z pierwszych, którzy dowiedzieli się o jego odejściu. Pamiętam, że zadzwonił do mnie kolega, który pracował z nim w szkole w Pruszkowie i powiedział mi o tym. Żałuję, że nie zdążyłem się pożegnać, że nie zdążyliśmy przeprowadzić wielu rozmów.

W 2003 roku został pan trenerem Błękitnych Stargard. O tym zespole w piłkarskim świecie krążą legendy. Czy historie o tym, że zawodnicy musieli zbierać grzyby albo walczyć o pierogi, żeby się najeść, są prawdziwe?

Wszystkie te historie są prawdziwe (śmiech). To były czasy, gdy wiele klubów popadało w finansowe tarapaty. PZPN nie miał jeszcze wtedy tak restrykcyjnych wymogów przy przyznawaniu licencji na grę w danej lidze. Dla mnie propozycja pracy w Stargardzie była bardzo kusząca. Jako młody trener miałem okazję sprawdzić się na zapleczu Ekstraklasy. Właściwie po miesiącu okazało się, że nie tylko gramy za darmo, ale w zasadzie w klubie nie ma środków na nic. 6 miejscowych zawodników zrezygnowało z występów, a zaprosić kogoś z dalszych stron do gry w Stargardzie nie było łatwo. Dlatego dawałem szansę młodym zawodnikom. A rywali w lidze mieliśmy bardzo dobrych. Graliśmy chociażby z Arką Gdynia, Piastem Gliwice, Jagiellonią Białystok, Zagłębiem Lubin, Cracovią Kraków, Pogonią Szczecin więc ekipami, które dziś są w Ekstraklasie. Często bywało komicznie, choć nam do śmiechu wtedy nie było. Pamiętam, jak pojechaliśmy na drugi koniec Polski na mecz ze Szczakowianką Jaworzno. Spotkanie rozpoczynało się chyba o 11 albo o 13.

Dojazd autobusem zajął nam całą noc. Jak dotarliśmy na miejsce i rywale nas zobaczyli, to po prostu śmiali się. Mimo tych problemów mieliśmy dobrą drużynę. Tworzyli ją charakterni zawodnicy. Niektórzy z nich trafili nawet do Ekstraklasy, choćby Jakub Wawrzyniak, Krzysztof Kotorowski, Dariusz Jarecki, Piotr Kosiorowski. Opaskę kapitańską, na poziomie pierwszej ligi, nosił Marcin Korkuć, który potem znalazł się w Mazowszu Grójec. Nie był to więc dla nich czas stracony. Zresztą dla mnie też nie, bo wiele się wtedy nauczyłem.

W Stargardzie współpracował Pan z Leszkiem Ojrzyńskim, dziś trenerem Stali Mielec. Wtedy też pokazywał swój twardy charakter?

Leszek zajmował się wówczas szkoleniem bramkarzy. To fakt, że był twardzielem. Charakter mu się nie zmienił.  

Pracował Pan też w ŁKS-ie Łomża. To kolejny projekt, który upadł ze względów pozapiłkarskich.

Zanim trafiłem do Łomży, pracowałem w Radomiaku. Mimo wywalczenia awansu na zaplecze Ekstraklasy nie zostałem w Radomiu, ponieważ nie widziałem możliwości pracy tam na wyższym poziomie. Bałem się po prostu powtórki ze Stargardu. W Łomży zaś przez półtora roku stworzyłem znakomity zespół. Potrafiliśmy wygrywać w sparingach z drużynami z wyższej ligi, z zespołami z innych państw. Na 6 kolejek przed końcem sezonu wywalczyliśmy awans. Zaczęliśmy już nawet przygotowywać się do kolejnych rozgrywek. Niestety, nasz obiekt nie spełniał wymagań, więc nie mogliśmy na nim dalej występować. To był dla nas gwóźdź do trumny, bo przecież duża część dochodów pochodziła z biletów i od sponsorów reklamujących się na stadionie. Widziałem, że klub nieuchronnie zmierza do bankructwa. Pojechałem jeszcze z drużyną na obóz i graczom, którzy mieli żony i dzieci, powiedziałem, jaka jest sytuacja. Wszyscy potem odeszli. Już po powrocie ze zgrupowania, a tuż przed rozpoczęciem nowych rozgrywek zadałem pytanie władzom miasta, czy zamierzają dostosować stadion do wymogów. Nikt jednak nie chciał podjąć takiej decyzji. Zrezygnowałem, bo nie chciałem przeżywać tego co w Stargardzie. To samo zrobił cały zarząd. Po dymisji przez tydzień miałem gorączkę, załamałem się. Czułem się, jakbym stracił dziecko.

Nie było tematu rezygnacji z awansu?

Nikomu to przez myśl nie przeszło. Zresztą nikt tego wtedy nie praktykował. Dla zawodników gra w wyższej lidze była okazją, żeby się pokazać.

W Łomży pracował Pan z Rafałem Boguskim, który potem stał się gwiazdą Ekstraklasy. To najlepszy piłkarz, jakiego Pan trenował?

Leo Beenhaakker, gdy był selekcjonerem, pytał mnie o Rafała. Zresztą powołał go do kadry, a on strzelił w reprezentacyjnych barwach kilka goli. Niestety, jego karierę wyhamowały kontuzje. Bez wątpienia pracowało mi się z nim najprzyjemniej. Gdy powiedziałem mu, że chcę, aby wyjechał na testy do Wisły Kraków, to on nie do końca wierzył, że sobie poradzi. A stał się legendą klubu. Ma świetny charakter, co bardzo cenię. Do dziś mamy świetny kontakt. Ale jeśli chodzi o umiejętności czysto piłkarskie, to na Cyprze, w Ermisie Aradippou, spotkałem kilku zawodników ofensywnych z niesamowitymi zdolnościami, między innymi Brazylijczyków, Wendersona, swego czasu gwiazdę Sportingu Braga i króla strzelców II ligi portugalskiej Joeano. Z piłkarzami z Kraju Kawy sprawa jest ciekawa, bo jeśli nie grają w kadrze narodowej, to raczej wolą występować na Cyprze niż w Anglii czy Holandii. Uwielbiają słońce i plażę. Na Wyspie Afrodyty czuli się jak w siódmym niebie.

Na Cyprze koordynował Pan w szkolenie w APOEL-u, klubie, który kilkukrotnie w poprzedniej dekadzie występował w Lidze Mistrzów. W tym czasie polskiemu klubowi tylko raz udało się awansować do fazy grupowej tych rozgrywek i to głównie dzięki dobremu losowaniu. Skąd wziął sukces Cypryjczyków?

Po pierwsze APOEL funkcjonował jak korporacja. Żadna rzecz nie działa się tam przypadkowo. Wszystko robiono zgodnie z procedurami. Organizacja była świetna. Natomiast druga sprawa, która moim zdaniem zadecydowała o sukcesie, ma związek z mentalnością. Tam nikomu nie przeszło przez myśl, by odejść z klubu, który o coś walczy. Gdyby na Cyprze okazało się, że zawodnik myśli o grze gdzie indziej, wybuchłby skandal. Proszę zauważyć, że najlepsi zawodnicy APOEL-u, będąc w szycie formy, nie odchodzili. Nie traktowali tego zespołu jak przystanek. W Polsce natomiast, gdy np. Legia albo Lech walczą w europejskich pucharach, to wszyscy wiedzą, że najlepsi piłkarze negocjują z innymi drużynami. W naszym kraju jest to zupełnie normalne. A później zawodnik, myślący o transferze do zagranicznego klubu, nie jest do końca skupiony na grze, bo w głowie ma już nową drużynę. Proszę przypomnieć sobie, jak np. Wisła przegrywała eliminacje do Champions League, to natychmiast czołowi piłkarze wyjeżdżali za granicę. Jeśli w Mazowszu miałbym kilku zawodników, o których wiedziałbym, że chcą grać w Pilicy Białobrzegi, ja tej Pilicy Białobrzegi nie pokonam. Albo nastawiamy się na osiągnięcie sukcesu, albo nastawiamy się na transfery.

W tamtym czasie w APOEL-u grali Hélio Pinto czy Ivan Tričkovski. Na Cyprze błyszczeli, lecz w polskiej lidze nie odnieśli sukcesu.  

Ani Hélio Pinto ani Tričkovski to nie byli gracze, którzy rządzili szatnią APOEL-u. Gdy trafili do Legii, po prostu dostosowali się do rzeczywistości. Po Pinto wszyscy spodziewali się, że będzie asystował, dryblował i strzelał bramki. A to był zawodnik, który gra dużo głębiej, rozpoczyna akcje i utrzymuje atak pozycyjny. Tymczasem Legia nie prezentowała takiego stylu.

Bywa Pan jeszcze na stadionie Polonii? Rozstanie rodziny Engelów z tym klubem było dość burzliwe.

Polonia ma po prostu swoją specyfikę i dlatego nigdy nie zginie. Jestem związany z tym klubem od urodzenia. Grałem tam jako zawodnik rezerw, byłem trenerem, mój ojciec tam pracował, moja mama broniła barw koszykarskiej Polonii. Nie obrażam się na Polonię. Ale też jesteśmy związani z Legią. Choć te relacje są zupełnie inne.

Niedawno Polonia pozyskała inwestora, francuskiego biznesmena, Grégoire’a Nitot. Pewnie Pan, jak cała piłkarska Warszawa, zadaje sobie pytanie: czy to rzeczywiście zbawca klubu czy kolejny człowiek ze sporymi pieniędzmi, który znudzi się wydawaniem pieniędzy na piłkę nożną?

Mam nadzieję, że pan Nitot podejdzie do tego poważnie i nie wyrzuci zabawek do śmietnika, jak jeden z poprzednich właścicieli Polonii. Na razie nowy właściciel idzie w dobrym kierunku. Postawił na ludzi związanych z Czarnymi Koszulami, chce rozwijać akademię. Polonia, żeby przetrwać, potrzebuje dobrodzieja, bo miasto w żaden sposób nie wspiera klubu. Trzeba mu kibicować, żebyśmy znów mogli oglądać derby Warszawy w Ekstraklasie.

Na zakończenie zapytam o Pana tatę, Jerzego Engela seniora, selekcjonera reprezentacji Polski. Czy to najlepszy trener, jakiego miał Pan okazję obserwować?

Piłka nożna to trudna sprawa. Futbol nie jest absolutny. Nie ma jednego modelu mistrza. Gdy pracowałem w Ermisie, pierwszym trenerem zespołu był obecny trener Grasshoppersu Zurych João Carlos Pereira, który miał fantastyczny kontakt z zawodnikami brazylijskimi czy portugalskimi. Moim zdaniem mój ojciec nie miałby aż tak dobrego podejścia do piłkarzy z tych krajów jak Pereira. Pracowałem też z Ivanem Jovanoviciem, który dotarł z klubem z małego kraju dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Oglądałem warsztat Tony’ego Pulisa, menedżera Stoke City. Gdybym miał jednak wybrać tego najlepszego, to postawiłbym na mojego ojca. Udźwignął niesamowitą odpowiedzialność za wyniki reprezentacji. Nie każdy wie, jaka to presja.




Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Redakcja portalu Grojec24.net nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują Zasady Komentarzy.


  • Alarm24 - zgłoś nam swój news


  • Marek Kwieciński - Twój agent ubezpieczeniowy z Grójca

Najnowsze





  • Spółdzielnia Mieszkaniowa Samopomoc - Grójec

Popularne





  • Miejsce na Twoją reklamę

Ostatnie komentarze






  • Miejsce na Twoją reklamę

Ogłoszenia

Miejsce na Twoją reklamę