Czytelniczka zaalarmowała redakcję naszego portalu o bezprawnej wycince czternastu 20-letnich brzóz na granicy działek w Worowie.
Kobieta relacjonuje sprawę następująco:
Moja rodzina (dziadkowie i mama) pochodzi ze wsi Worów pod Grójcem. Od śmierci dziadków nikt nie mieszka na terenie dawnej działki, ale całą rodziną często odwiedzamy to miejsce, ponieważ nieopodal znajdują sie groby dziadków i to miejsce jest dla nas ważne z powodów uczuciowych.
Na stałe mieszkamy w Warszawie i Konstancinie.
Dwa lata temu działkę okalającą nasza posiadłość zakupiła nowa osoba. Od tego czasu zaczął się dla nas bardzo trudny czas. Nowa właścicielka, z pomocą geodety, wyznaczyła nowe granice. Część naszych drzew znalazło się na terenie działki sąsiadki. Wykarczowała je bez naszej wiedzy i zgody. Mimo bólu nie protestowaliśmy, ponieważ wiedzieliśmy, że ma do tego prawo. Ale teraz - w ostatnich dniach - wycięła drzewa, które od ponad dwudziestu lat stanowiły naturalną granicę naszej posesji od strony wschodniej i znajdowały się na terenie naszej działki. Oczywiście bez naszej wiedzy i zgody. Czy możemy akceptować takie zachowanie i uważać, że nic takiego się nie stało?
Czytelniczka opisała też sprawę na swoim facebookowym profilu:
Publikuję z ciężkim sercem zdjęcia z mojego ukochanego Worowa - z miejsca, gdzie kiedyś żyli moi dziadkowie, gdzie urodziła i wychowała się moja mama. Moje miejsce na Ziemi. A mówiąc językiem prawnym, nasza działka, nasza posesja. Trzy lata temu nieznani sprawcy spalili nasz dom. Trzeba go było rozebrać. Dziś przyjeżdżamy, bo ciągle kochamy to miejsce, i widzimy to - czternaście posadzonych przez nas brzóz, które przez ponad dwadzieścia lat stanowiły naturalną granicę, zostały w straszny sposób ścięte, zapewne za sprawą właścicielki działki obok, na której ostatnio wyrósł charakterystyczny betonowy sad, który nie tylko mi kojarzy się z obozem koncentracyjnym... Najpierw rozpacz. Na widok rzędu kikutów pni zbroczonych wiosenną posoką, opasanych drutem, bo właśnie stały się kołkami do siatki naszej sąsiadki. Jeden obok drugiego. Jeden obok drugiego. Pokot. A w dole sterty gałęzi z delikatnymi, jeszcze wilgotnymi listkami. Potem nadeszło wielkie NIE - nie wolno tak robić! Bez naszej wiedzy, bez naszej zgody ścinać nasze drzewa! Nawet w ramach szalonego lexSzyszko nie wolno tak robić! I to teraz, gdy od 1 marca mamy okres lęgowy! Pojechaliśmy na policję w Grójcu. Odczekaliśmy swoje, ale doczekaliśmy się. Nikt nas nie zbył. Przyjechali z nami na miejsce. Zrobili zdjęcia, spisali zeznania. Policjant, który je spisywał, na tyle się przejął, że prócz wartości majątkowej, napisał o dużej wartości "sentymentalnej" utraconych bezpowrotnie drzew. I chwała mu za to. Ale zastrzegł jednocześnie, że nie może nam niczego obiecać, bo drzewa przechylały się na stronę sąsiadki i choć rosły po naszej stronie, to liście i konary był już po jej stronie Więc wycięła to, na co prawo jej pozwala. Nam zostawiła chronione prawem nasze mienie - kikuty pni. Cudowne prawo, prawda? Odwieczny spór o miedzę, skomentował inny policjant. No tak, wszyscy znamy "Zemstę" i "Samych swoich". Taka polska tradycja. Więc pewnie sprawę się umorzy i sąsiadka nawet się nie dowie, że popełniła przestępstwo.
smutna prawda
12 kwietnia 2017, 07:41
Niestety zgodnie z prawem, co nad jej działką - to jej. Nie mniej jednak, sąsiadka mogła to inaczej załatwić i zacząć od zwyczajnej rozmowy z Wami.
Pozatym - tu mogę się mylić, nie wiem czy drzewo nie powinno być sadzone w jakiejś odległości OD miedzy, a nie W miedzy.