Druga część rozmowy z księdzem Falkowskim
Kolejna odsłona rozmowy z księdzem Falkowskim. Zapraszamy do lektury.
Szymon Wójcik: Trudne pytania. Pamięta ksiądz jakieś?
Ks. Kamil Falkowski: Zawsze powtarzam, że największym odkryciem katolika jest to, że wiara i życie to nie są dwie rzeczywistości, które nie współgrają ze sobą czy wręcz wykluczają się. To są dwie płaszczyzny, które do siebie pasują. Młodzież chce to sprawdzić eksperymentując. Sprawdzają sobie, jak ta wiara pasuje, jak ona się układa, na ile to ściema, a na ile sensowne połączenie z codziennością. Często młodzież próbuje mnie zagiąć. Czy to, co on mówi, jest aby na pewno prawdą? Czy ksiądz naprawdę wierzy w to, co mówi? Może nawet nie tyle trudne pytania, co jakieś niezręczne sytuacje, których było kilka. Mam nieraz takie lęki, że nadejdzie taki dzień, że nie będę wiedział, co odpowiedzieć i jak zareagować.
Jeden z maturzystów zapytał mnie, czy jak się napije piwa, powiedzmy co 2 tygodnie, powiedzmy 3 piwa na imprezie - czy to jest grzech?
No i ja mówię, że nie. -Jak to nie?! - No i ja się dziwię, że on się dziwi, że ja się dziwię, że on myśli, że to grzech.
To jak ksiądz tłumaczy młodzieży o takich sprawach jak właśnie alkohol?
Picie alkoholu nie jest grzechem. Przecież sam Pan Jezus poszedł na weselę i pił wino. Grzech jest wtedy, kiedy się przesadza z nim i kiedy to alkohol rządzi człowiekiem. Nasza wiara mówi o umiarkowaniu i roztropności - prawie wszystko jest dla ludzi. Co innego, jeśli alkohol piją nieletni (wiemy, że zabrania im tego prawo, biologia i psychologia dowodzą toksyczny wpływ na organizm i większą skłonność do uzależnień).
A skąd takie myślenie? Czy to nie jest tak, bo pani katechetka tak mówiła w gimnazjum. Czyli młodzież ma przekonanie na temat wiary takie stereotypowe?
Stereotypowo i z punktu widzenia dziecka. Kilka lat temu wiara i moralność chrześcijańska były im oferowane jak dzieciom - bez wytłumaczenia i głębszej analizy. I teraz - po latach nie uświadamiania - sądzą, że alkohol to zło, a Bóg chce nałożyć embargo na wszystkie fajne przestrzenie życia człowieka. To pułapka nieświadomej wiary.Albo ktoś przychodzi i mówi: Ja nie wierzę w tego Boga, to jakaś ściema. No dobra, a w jakiego Boga ty nie wierzysz? Opowiedz mi o tym Bogu, który jest taki zły. No i ktoś odpowiada - Karci i w ogóle zabrania wszystkich fajnych rzeczy w życiu. Jest niedostępny i nudny. Wychwytuje każdy błąd najmniejszy i upadek, a później straszy sądem ostatecznym i piekłem. Ja wtedy mówię, że ten Bóg to jakiś psychopata. Uciekaj od niego! Tylko, że to nie jest nasz Bóg. Ja nie wierzę w takiego Boga.
Teraz może trochę o podróżach. Jaka jest młodzież za granicą? Tam też spotyka się ksiądz z podobnymi problemami?
Wszyscy jesteśmy podobni. Lubię podróżować, żeby przyjrzeć się ludziom, zaciekawić się innym klimatem i kulturą. Siadam sobie gdzieś na rynku, aby napić się kawy albo wina, i patrzę na ludzi.
Prowadziłem w tamtym roku rekolekcje w Wiedniu. Bardzo miłe doświadczenie spotkania z młodymi ludźmi, którzy sami na te rekolekcje przyszli. Nie było żadnego przymuszania, namawiania, że oni teraz w parach ze szkół, z nauczycielami przychodzą… Przyszli chrześcijanie, aby słuchać Słowa Boga i przykładać je do swojego życia. W pewnym sensie zachwyca mnie zapał i zainteresowanie. Ale to nie jest tak, że taka młodzież jest dopiero za granicą. Jak powiedziałem, wszędzie jesteśmy do siebie podobni.
Jest ksiądz bardzo aktywny w Internecie. Media społecznościowe to nowa forma na komunikacje z wiernymi?
Tak. Z jednej strony to jest troszkę schlebiające, ale mam obawy. Nie chcę stać się tylko fajnym księdzem.
Księdzem celebrytą?
Tak, tego się obawiam. Nie chcę, żeby młodzież przychodziła do kościoła nie dla Boga, a tylko po to, aby zobaczyć tego księdza z Internetu, z Fejsa. I taki młody człowiek zatrzyma się na poziomie: fajny ksiądz. Co z tego, że polecą za mną, jeśli ich kontakt z Bogiem będzie zerowy? To nie o to chodzi. Znam ludzi, którzy utrzymują, że jestem fajnym księdzem, ale jeszcze nie odpowiedzieli na zaproszenie powrotu do regularnej Mszy świętej. I komu potrzebny taki fajny ksiądz? Działam trochę niekonwencjonalnie, niektóre moje metody są szokujące. Nie ukrywam, chciałbym, aby ktoś powiedział: Wow! Fajnie gada, dobra przyjdę na mszę.
Wbrew temu, że ciągle Facebook jest włączony i komórka na stole, wolę spotykać się w realu. Porozmawiać na żywo, napić się przy tym dobrej kawy. To co piszę i robię w internecie jest po to, aby zaintrygować, zdziwić, zaszokować, wywołać oburzenie albo uśmieszek.
A jak z powołaniem do tego zawodu? Są jakieś cechy, które kandydat na kapłana powinien posiadać? Czy każdy może zostać księdzem czy trzeba się urodzić z tym?
Chyba trzeba wiedzieć czego się chce, co się chce robić. Lubić to, być szczęśliwym, czyli robić, to co się lubi. W duszpasterstwie to ważne, aby po kilkunastu latach nie odczuć wypalenia zawodowego. Jeden ksiądz bardziej nadaje się do pracy z dziećmi, drugi z młodzieżą , a jeszcze inny z dorosłymi, starszymi czy też chorymi. Trzeba wiedzieć, że to nie jest bycie urzędnikiem Kościoła. Duszpasterstwo nie może ograniczyć się do wydawania zaświadczeń i papierków. Jedni panowie w korporacjach chodzą w garniturach, drudzy w sutannach. Ja jestem tutaj [na plebanii], spotykam się z ludźmi, rozmawiam, modlę się, sprawuję sakramenty, mam też dyżur w kancelarii parafialnej. Mam w tym wszystkim poczucie, że jestem tu z Bogiem i robię to z Nim. Jedyne co robię, to podprowadzam innych do Jezusa. To sprawia, że robię w życiu coś twórczego i sensownego, a przy tym jestem szczęśliwy. Warto chcieć czegoś więcej. To stało się mottem życiowym Duszpasterstwa.
To powołanie się nabywa, odkrywa do posługi dla Boga?
Raczej odkrywa. Samemu trzeba do tego dojrzeć. Nigdy nie mówię, że świat dzieli się na złych facetów i księży. Przeciętny młody facet wie, tak czuje, że chce być mężem, ojcem, chce założyć rodzinę, do końca życia cieszyć się małżeństwem, rodziną, wspólnymi wydatkami i wakacjami. I Pan Bóg daje mu taki scenariusz z rolą męża w roli głównej. Podobnie jest z rozeznawaniem powołania do kapłaństwa.
Skoro poruszył ksiądz kwestie rodziny. Czy nie jest tak, że obecny pęd życia i brak czasu na zastanowienie, brak autorytetów powoduje, że ludzie są zagubieni w takich kwestiach jak rodzina, dom, Kościół?
To prawda, że pęd życia jest masakryczny. Niektórzy mówią wręcz o wyścigu szczurów. Ale z drugiej strony życia składa się z drobiazgów. Jeśli na nie nie znajdziemy czasu - przegramy. Weźmy na przykład modlitwę - codziennie wieczorem, jak już zgasić fb, skończysz gadać, jesteś sam, przez 60 sekund, na leżąco, na siedząco, spacerując - pogadaj z Bogiem o swoim minionym dniu. Potraktuj Go jak Osobę, która jest bardzo zainteresowana twoim życiem. Wszystko zaczyna się od tych prostych 60 sekund. Potem wpisz sobie do kalendarza niedzielną Mszę świętą - wybierz sobie miasto, kościół, godzinę mszy, księdza...Ja myślę, że w dzisiejszych czasach nie chodzi głównie o brak czasu, tylko o brak relacji. Zerwane więzi rodzinne, brak spotkań przy kawie, zwykłych rozmów... Niby komórka zawsze przy pasku, wirtualny kalendarz napięty do granic możliwości - a na rozmowę nie ma czasu.W kościele podobnie - jak nie zaczniemy od relacji z Bogiem, nie będziemy tej wiary rozumieli. Żyjemy w czasach pełnych kościołów. Obawiam się, że jest spora grupa ludzi praktykujących, ale nie wierzących, czyli bez relacji z Jezusem Chrystusem.
Wiara z przyzwyczajenia albo rodzinnych tradycji przestaje być interesująca i odchodzi do lamusa. Widać to u młodych, którzy chcą przeżywać wiarę świadomie. Każdy ma swoją stylówkę, nawyki, plany na codzienność. Warto pomyśleć, czy w moim lifestylu są oznaki wartości wynikających z Ewangelii. No i czy mam czas na filiżankę kawy z Bogiem. Bez tego nasza wiara będzie pusta. A tego byśmy przecież nie chcieli :)
Najnowsze komentarze