• Koszary Arche Hotel w Górze Kalwarii
  • Trakt Królewski w Grójcu
  • Nowa inwestycja w Grójcu: apartamenty przy ul. Kolarska 8
  • Szkoła jazdy Manewr Ośrodek Szkolenia Kierowców Grójec

Mirosław Maliszewski dla Grojec24.net: Czas zmian

Poseł Mirosław Maliszewski (fot. Dominik Górecki)
  • Klucz Serwis - dorabianie kluczy do drzwi i samochodów
  • Perfumeria Tanellis & Biżuteria - Grójec Pasaż Intermarche
  • Szyte wnętrza - sklep z żaluzjami i zasłonami

O zmianach, jakie czekają polskie sadownictwo w najbliższym czasie, z Mirosławem Maliszewskim rozmawia Dominik Górecki.

To pierwsza część rozmowy z posłem Mirosławem Maliszewskim. Drugą opublikujemy na Grojec24.net w piątek 1 kwietnia.

W ostatnim czasie wprowadzono wiele zmian prawnych dotyczących bezpośrednio działalności sadowniczej i rolniczej. Pierwsza z nich dotyczy obowiązku rejestracji urządzeń chłodniczych. Po co właściwie sadownicy mają rejestrować chłodnie? I jakie obowiązki to za sobą pociąga?

Jest to efekt regulowań przyjętych na poziomie Unii Europejskich. Mówią one o obowiązku rejestracji urządzeń stanowiących potencjalne zagrożenie dla klimatu. Chodzi tu o gazy typu freon i glikol.

W tej fazie zagrożeń nie widzę, ale mogą się one pojawić i mogą dotyczyć kwestii finansowych. Po pierwsze może pojawić się obowiązek korzystania z serwisów posiadających odpowiedni certyfikat oraz dokonywania corocznych przeglądów urządzeń chłodniczych. Istnieje też zagrożenie, że w przyszłości dojdzie do tego, że sadownicy będą po prostu płacić za posiadanie chłodni. Mam nadzieję, że tak się nie stanie.

Jako Związek Sadowników RP protestowaliśmy przeciwko nałożeniu na producentów takiego obowiązku, ale niestety nasze postulaty nie zostały uwzględnione.

Co Pan radzi sadownikom? Rejestrować czy nie?

Myślę, że powinni zarejestrować urządzenia chłodnicze. Na razie nie pociąga to za sobą jakichś opłat. W innym razie do gospodarstwa może przyjść kontrola i nałożyć karę finansową.

Spore kontrowersje wzbudza także propozycja zmian w prawie o obrocie ziemią. W środowisku sadowniczym trudno usłyszeć dobre słowo o nowej ustawie.

Dziś mamy ustawę, która jednocześnie chroni polską ziemię przed wykupem jej przez cudzoziemców, a jednocześnie nie komplikuje prywatnego obrotu gruntami rolnymi. Została ona jednak zawieszona. Rząd przedstawił swoją propozycję, która jest – nie chcę być tu posądzony o brak obiektywizmu – bublem prawnym. Na przykład: rolnik ma obok swojej posesji działkę państwową, ale nie będzie mógł jej kupić przez następne 5 lat. 

Jeszcze większe obawy wywołuje ingerencja w prywatny obrót ziemią – między dwoma rolnikami albo między rolnikiem a jego dziećmi. Proponowano by w sytuacji, w której ojciec chce przekazać synowi ziemię, ale syn nie spełnia określonych warunków (brak wykształcenia rolniczego, nie mieszka w gminie, w której znajduje się gospodarstwo), to Agencja Nieruchomości Rolnych mogła tę ziemię zabrać, wypłacając rekompensatę. Na szczęście z tego pomysłu się wycofano.

Ustawa wytycza także krąg osób, które mogą nabyć ziemię w Polsce. Została stworzona definicja rolnika indywidualnego, który musi spełniać pewne kryteria. Musi on: mieć wykształcenie rolnicze, zamieszkiwać na terenie, na którym jest działka, prowadzić osobiście gospodarstwo i być ubezpieczonym tylko w KRUS. I tylko taka osoba mogła nabyć ziemię. Weźmy np. sytuację, w której rolnik, oprócz pracy na roli, prowadzi działalność gospodarczą. Jeśli jest ubezpieczony w ZUS, nie może kupić działki rolnej. Z tego się jeszcze, niestety, nie wycofano.

Podkreślam jednak, że ta ustawa nie zakończyła swego bytu prawnego. Na kolejnych etapach będziemy wnosić poprawki. Mam nadzieję, że w finale przyjęta zostanie ustawa, która nie skomplikuje kwestii obrotu ziemią.

Nie do końca rozumiem intencję ustawodawcy, który chce, by ziemię w danej gminie mógł kupić tylko jej mieszkaniec. Przecież znam dziesiątki przypadków, kiedy sadownik mieszka w gminie X, a posiada działkę w gminie Y.

Tłumaczone to jest tym, że kupującym może być cudzoziemiec. Niestety, jednocześnie ogranicza to możliwość kupna ziemi przez Polaka.

Niepokojące są także informacje o wycofaniu z rynku substancji topsin i funaben. Co gorsza, mówi się również o zdelegalizowaniu captanu i glifosatu. Wszystkie te środki są podstawą sadownictwa. Przez wiele lat nie było obaw co do ich działania.

Nie wiem, czy to jest rozgrywka pomiędzy koncernami chemicznymi, czy np. silne lobby rolnictwa ekologicznego. Sadownicy na dzień dzisiejszy nie są przygotowani, by te preparaty zastąpić jakimiś innymi. Bez tych substancji produkcja będzie znacznie droższa, przez co staniemy się mniej konkurencyjni. Co jakiś czas komisja europejska wycofuje jakąś grupę środków ochrony roślin. Podam przykład neonikotynoidów, które uznano za niebezpieczne. A dziś trwa dyskusja, czy nie powinno się ich przywrócić. Wracając do captanu i glisofatu, będziemy walczyć o to, by te środki nadal były legalne. To być albo nie być sadownictwa.

To dziwne, że komisja europejska chce przywrócić na rynek neonikotynoidy, które są niebezpieczne chociażby dla pszczół, a wycofać captan, do którego działania nikt nie miał przez wiele lat żadnych zastrzeżeń.

Captan jest w obrocie od dziesiątek lat. To preparat, którego stosowanie nie powoduje uodpornienia na jego działanie. Captan nikomu nie szkodzi, wszyscy go akceptują. Nawet jak rozmawiamy na temat otwarcia na polskie jabłka innych rynków zbytu, nikt słowem nie wspomina o captanie. Być może jakaś firma konkurencyjna chce wyeliminować ten środek i spowodować, że będziemy kupowali ich produkt po znacznie wyższej cenie.

A co z planami wprowadzenia minimalnej stawki 12 zł za godzinę pracy? To znacznie zwiększy koszty zatrudnienia, a tym samym pogorszy konkurencyjność polskiego sadownictwa.

Podwyższenie stawki minimalnej sprawi, że koszty zatrudnienia wzrosną o prawie 50 %. To bardzo dużo. Ale jest jeszcze inne niebezpieczeństwo – wyeliminowanie umów o dzieło. Będziemy się przed tym bronić, bo to ogromne zagrożenie dla sadownictwa.

Będąc w Brukseli, często słyszę, że Polacy wypierają innych rynku, bo mamy tanią siłę roboczą. Sadownicy z zachodu muszą płacić 7-8 euro za godzinę pracy, w związku z czym nie mogą sprzedawać tanio owoców. Może zachód naciska, by i w Polsce podwyższyć stawkę minimalną?

Ale jest jeszcze jedna kwestia – propozycja ujednolicenia stawki na poziomie całej UE. To byłaby katastrofa.

Rozmawiał Dominik Górecki

Czytaj więcej
Maliszewski: na razie nie widzę szans na zakończenie embarga

Aktualności

Maliszewski: na razie nie widzę szans na zakończenie embarga

Nie ma większych szans, by polskie jabłka wjechały do Rosji - mówi poseł Mirosław Maliszewski w drugiej części rozmowy z Dominikiem Góreckim.




Komentarze (12)

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Redakcja portalu Grojec24.net nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują Zasady Komentarzy.


  • Alarm24 - zgłoś nam swój news