Grójec, Powiat Grójecki - portal Grojec24.net
Autoryzowany punkt sprzedaży Bruk-bet Bruk Designer Olszany

Flaga Grójca na osławionym szczycie! Dwaj mieszkańcy zdobyli Mount Kazbek!

15 sierpnia 2022; 13:56

Grojec24.net

2 komentarze

Przemysław Górecki i Adrian Piątkowski z flagą Grójca na szczycie Mount Kazbek Przemysław Górecki i Adrian Piątkowski z flagą Grójca na szczycie Mount Kazbek

W miniony wtorek, 9 sierpnia, dwóm młodym mieszkańcom Grójca - Przemysławowi Góreckiemu oraz Adrianowi Piątkowskiemu - udało się wejść na Mount Kazbek. To jeden z najwyższych szczytów Kaukazu na granicy Gruzji z Rosją o wysokości 5054 m n.p.m.

News will be here

Swoją relacją z wyprawy Przemysław Górecki oraz Adrian Piątkowski zgodzili się podzielić z Czytelnikami naszego portalu.

Jak wspominają, plan zdobycia Kazbeku urodził się trzy lata temu podczas jednej z wypraw na trekking w Słowackich Tatrach.

Oto pełna relacja z wejścia na Mount Kazbek spisana piórem Przemysława Góreckiego:

Szukaliśmy szczytu, na którym moglibyśmy sprawdzić nasze możliwości. Po zimowej eksploracji polskich Tatr naturalnie człowiek szuka czegoś więcej. Możliwość pojechania do Gruzji otworzyła się w tym roku i w pełni wyposażeni w odpowiedni sprzęt oraz umiejętności postanowiliśmy zdobyć osławiony szczyt Kaukazu. 60-litrowe plecaki z zimowym sprzętem wspinaczkowym, zestaw do gotowania posiłków oraz dokładnie wyliczone porcje miały się idealnie sprawdzić w czasie wyprawy, na którą cały ekwipunek wnieśliśmy do Stacji Meteo (3650) na własnych barkach w niecałe 6 godzin.

Po kilku godzinach snu z soboty na niedzielę zaprzyjaźniony sąsiad Gruzin, u którego spędziliśmy jedną noc zawiózł nas jeepem pod klasztor Cminda Sameba (2170 m npm), z pod którego rozpoczyna się wędrówka o własnych nogach o 7.30. Po drodze mijamy tablice upamiętniająca trzech Polaków, którzy zginęli w drodze powrotnej. Podobnych tablic mijamy więcej w następnych dniach.

Stosunkowo prosta trasa biegnie do Alti Hut ( 3014 m npm), którą pokonujemy bez większych trudności podążając za śladami końskich odchodów. Turyści, którzy nie chcą nieść plecaków decydują się na skorzystanie z transportu konnego. Po drodze mija nas tego typu karawana i szkoda nam zwierząt, które podobnie jak na popularnym szlaku do Morskiego Oka męczą się dźwigając ciężar wygodnych ludzi. Zboczywszy nieco ze szlaku dotarliśmy do czoła lodowca Gergeti. We mgle widzimy sylwetki ludzi idących przed nami dobre 20-30 minut drogi, i uświadamiamy sobie, że musimy nieco przeciąć drogę, która idziemy. Sprawnie lawirując między szczelinami dotarliśmy na właściwy kurs i około godziny 13 docieramy do Betlemi Hut ( 3653 m npm). Poruszanie się po obszarze schroniska jest wymagające, mniejsza ilość tlenu wyraźnie daje się we znaki. Po rozbiciu namiotu idziemy do wspólnej kuchni zjeść pierwszy obiad z liofilizowanej porcji, których mamy po cztery na. Oprócz nich zapleczem energetycznym są owsianki 50g (8 sztuk) oraz batony energetyczne i proteinowe (20 sztuk), jedna czekolada gorzka oraz paczka orzechów ok. 200g.

W progu Stacji Meteo poznajemy Artura, Armeńczyka który zostaje naszym kompanem na resztę dni. Do wieczora skupiamy się na piciu wody i jedzeniu. Spacerujemy po obozie i oswajamy nasze organizmy z mniejszą zawartością tlenu. Pierwsza noc jest mokra, namiot przemókł i utworzyło się jezioro w środku. Suszenie rzeczy na porannym słońcu i wietrze, który smagał przyjemnie nasze zaspane twarze poszło sprawnie. Po śniadaniu czekamy na Artura, aby wraz z nim przetrzeć szlak i wejść na 4000m w ramach aklimatyzacji. Zabieramy jedynie wodę i batona, aby nie przeciążać się przez następnym dniem, na który zaplanowaliśmy wejście na szczyt. Docierając ku lodowcowi mijamy pokaźne szczeliny, a spadające kamienie z pobliskich skał dodają atrakcyjności surowemu otoczeniu. Po dwóch godzinach intensywnego marszu naszym oczom ukazał się skuty lodem krajobraz, który miał być miejscem związania się liną i rozpoczęcia przygody dnia następnego.

Wróciwszy z eskapady do Stacji Meteo postanawiamy wykupić nocleg w budynku, by zapobiec ewentualnemu niewyspaniu w namiocie, który nie zdał egzaminu pierwszej nocy. W pokoju jest nas czterech - Artur, Przemek, Adrian oraz Joseph. Ten ostatni to Austriak, który również ma zamiar atakować szczyt tego dnia co i my. Jest z przewodnikiem, który wyjaśnia mu szczegóły ataku oraz omawia kwestię aklimatyzacji. Po spakowaniu plecaków zjadamy obfitą kolację i udajemy się na spoczynek. Planowana pobudka jest o 1 w nocy, mamy więc około 7 godzin snu. Tej nocy oddycha się już łatwiej, organizm zaadoptował się wstępnie do zmniejszonej zawartości tlenu w powietrzu.

9 sierpnia o 1 w nocy zaczyna się etap, na który czekaliśmy długo i wytrwale. Wstajemy z zamiarem zdobycia szczytu. Warunki pogodowe idealne, zero wiatru, czyste niebo. Mimo, iż prognozy wciąż pokazywały jeszcze kilka dni przed burzowe scenariusze, to los tego dnia sprzyja odważnym. Światła latarek widać w oddali, mnóstwo ludzi tego dnia wybrało się na szczyt. Widać ciągnące się światła po drodze, a my już wkrótce dołączamy do szczęśliwców, którzy tego dnia mieli szansę wejść na górę. O godzinie 2.40 opuszczamy schronisko, najedzeni, gotowi i nastawieni na sukces. Z latarkami sprawnie przechodzimy przez przetarty dzień wcześniej szlak, by tuż o świcie związać się liną i w pełni uzbrojeni ruszamy pod górę po skutym lodem wulkanie. Trasa mija powoli, ruszamy się nie za szybko, by oszczędzać siły. Mimo to doganiamy ekipy przed nami i około godziny 7 jesteśmy na płaskowyżu, z którego widać już prostą drogę na szczyt. Wysokość około 4400 m, wierzchołek wydaje się nie być daleko, ale zdajemy sobie powoli sprawę jak wiele wciąż nas dzieli od celu. Artur kończy papierosa i ruszamy dalej. Około godziny 8.30 zaczyna być ciekawie, gdy przed nami ciągnie się kolejka ludzi, którym zaczyna brakować tchu, i co raz częściej stają odpocząć. Stopień sprawności wśród wspinaczy jest różny, ale wydeptana droga, którą podążać jest najłatwiej jest wąska i ludzie idą gęsiego. W pewnym momencie decydujemy się przetrzeć własny szlak na skos w górę obok tłumu, co jest bardziej wyczerpujące, ale dzięki temu mamy choć odrobinę satysfakcji więcej.

Przy wysokości 4850m jest ostatnie miejsce, gdzie można względnie odpocząć. Tu decydujemy się zostawić plecaki i ruszamy na ostatni etap jedynie z niezbędnym wyposażeniem. Co do ostatniej prostej można powiedzieć jedno - daje w kość. Strome podejście po niemal 8 godzinach marszu można odczuć psychicznie i fizycznie. Radość z osiągnięcia celu przykrywa wszystko, gdy stajemy na szczycie o godzinie 10.40 mamy chwilę wytchnienia i dużo radości. Robimy pamiątkowe zdjęcie z flagą Grójca, którą zorganizowała i ręcznie obszyła moja mama Zuzanna. Podczas schodzenia uważamy na każdy krok, gdyż pod wpływem słońca pokrywa śnieżna stała się bryłą twardego lodu, wbijamy mocno raki i powoli zbijamy wysokość. Słońce grzeje niemiłosiernie i pali nasze twarze. Brak filtra ochronnego w postaci kremu skutkuje poparzeniem odsłoniętych części twarzy. Po krótkiej przerwie na zabranie plecaków i przeorganizowanie liny schodzimy z jedynie krótkimi przerwami. Do stacji Meteo docieramy około godziny 15, niespiesznie by zachować siły na zejście do Stepantsmindy. Lekkie odwodnienie i wyczerpanie daje się odczuć na dole, więc wypijamy sporo płynów z elektrolitami i zjadamy obiad w obozowej restauracji. Kilka kromek suchego chleba z serem i słodka herbatę. Dajemy sobie czas na regenerację i przed 19 zaczęliśmy schodzić we mgle, która spowiła otoczenie. Szukamy śladów końskich kopyt i docieramy do lodowca, po którym przemieszczamy się powoli, szukając drogi. Gdy słońce zaszło, we mgle z latarkami zgubiliśmy właściwą drogę, ale po niedługim czasie wyszliśmy w miejscu, gdzie znów uśmiech na twarzach przywołuje widok końskiego łajna. Idąc dalej mijamy mnóstwo namiotów ludzi, którzy zostali na noc aklimatyzacyjną na wysokości ok 3000m. Około 2 w nocy docieramy do miejsca, z którego 3 dni wcześniej jeepem zaczęliśmy podróż pod górę. Z pod szlabanu zamkniętej drogi odebrała nas Paulina - moja dziewczyna, która mentalnie wspierała całą wyprawę od początku do końca i czekała na nas na dole. Przyjeżdżamy na nocleg i o 3 w nocy udaliśmy się na zasłużony sen, po niemal 26 godzinach aktywności w rejonie Kazbeku.

Zrobiliśmy kawał niezłej roboty i nabraliśmy ochoty na dalsze eksploracje gór wysokich, które wkrótce nastąpią.

TAGI:

Komentarze (2):

Panowie!!!; 15 sierpnia 2022, 19:48

Szacunek 👏👏👏

Gepard; 17 sierpnia 2022, 00:10

gratuluję, ja byłem tylko po klasztorem, piękne góry.

Napisz komentarz:

Twój nick:

Treść komentarza:

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja portalu Grojec24.net nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują zasady komentarzy.

 

Najnowsze artykuły

Wybory na burmistrza Grójca 2024. Na pytania odpowiada Dariusz Gwiazda Na pytania redakcji Grojec24.net i mieszkańców Grójca w...
Kierowca BMW trafił do aresztu. Spowodował wypadek mając 1,7 promila 35-letni mieszkaniec powiatu grójeckiego, który w minioną...
Zwiększ swoje zyski dzięki wskaźnikowi MRR W zmieniającym się świecie biznesu, gdzie przewidywalność i...
Wybory na burmistrza Grójca 2024. Na pytania odpowiada Karol Biedrzycki Na pytania Redakcji Grojec24.net i mieszkańców Grójca w...
Pijany wypadł z drogi i uderzył w drzewo, zatrzymał go policjant po służbie 42-latka, który nietrzeźwy spowodował kolizję pod Nowym...

Najnowsze ogłoszenia

Firmy z Grójca i okolic

OSK MANEWR PATRYK TOMASZ KUJAWA Dlaczego My? Odpowiedź jest prosta i zawarta w tym krótkim opisie.

2013-2023 © Grojec24.net - informacyjny portal mieszkańców Grójca i Powiatu Grójeckiego.

Wydawcą portalu jest AaaMedia.pl.