Po wyborach samorządowych – takie są fakty

Jesteśmy już ponad miesiąc po wyborach samorządowych. W mediach słychać już teraz tylko echa listopadowej elekcji. Można, więc oddzielić fakty od mitów - pisze Szymon Wójcik.

Bezpośrednio po pierwszej turze wszystkie media w całym kraju huczały o wpadkach Państwowej Komisji Wyborczej.  Słowa „huczały” użyłem tutaj celowo, ponieważ chaos, jaki panował i panuje do tej pory w podawaniu wszelkich informacji całkowicie dezinformuje społeczeństwo. Formułowanie wszelkich newsów o PKW przypominało szumy semantyczne. Na temat fałszerstw i korupcji wyborczej powstają ciągle nowe materiały w prasie, a jakie są fakty?

Otóż chyba najważniejszym faktem dotyczącym fałszowania wyborów jest stwierdzenie, że pomimo złamania zabezpieczeń (o ile jakieś w ogóle były)  oraz błędów w elektronicznym systemie PKW, nie było możliwości wpłynięcia na wyniki wyborów przez Internet. Na szczęście system... nie zadziałał.  Zdaniem Piotra Koniecznego – szefa portalu niebezpiecznik.pl – zajmującego się sprawami zabezpieczeń w sieci, nie ma możliwości fałszowania wyników, jeśli członkowie poszczególnych komisji wyborczych rzetelnie wykonują swoją pracę.

Prawdą jest, że przed wyborami do sieci trafił kod źródłowy całego programu oraz każda osoba posiadająca trochę wiedzy na temat Internetu i technologii  komputerowych, mogła zaalogować się do systemu komisji bez większych problemów. - "Każda (komisja) ma obowiązek ręcznie przeliczyć głosy i spisać protokół. System służy do wysłania tego protokołu do PKW, aby szybciej mogła zsumować głosy. Jak wynika z informacji od osób zaangażowanych w obsługę wyborów, wyniki w systemie PKW muszą być weryfikowane z papierowymi protokołami najpierw przez członków komisji, a potem odpowiednie delegatury. Jeśli wszystkie te osoby rzetelnie wykonują swoją pracę, to nie ma możliwości fałszowania wyników, bo głosy są zliczane ręcznie. Zdecydowanie prościej na wynik wyborów można wpłynąć nieelektroniczne, poprzez unieważnianie głosów. Wystarczy dopisać na karcie dodatkowy X" – tłumaczy Konieczny.

Karygodnym błędem było zlecenie tego zadania początkującemu programiście, który popełnił  praktycznie każdy z możliwych błędów w tworzeniu systemu. Zabezpieczenia PKW swoją drogą były znikome. Internauci udowodnili tym samym, że PKW nie przeprowadza żadnych testów zabezpieczających stronę oraz program.

Przygotowując się do napisania tego tekstu, prześledziłem także wszystkie informacje na temat prób korupcji w naszej gminie. Z informacji, które udało mi się wydobyć od rzecznik KPP w Grójcu oraz członków komisji wynika, że nie odnotowano takiego procederu.  Przyjęto dużo zgłoszeń o próbach kupowania głosów za alkohol oraz pieniądze, lecz nie udało się nikogo zatrzymać .

Z wypowiedzi członków komisji wyborczych wynikało, że dużo głosów było nieważnych. - Prób korupcji wyborczej nie dostrzegłam, myślę, że wynika to z faktu, iż w tym roku była szeroko zakrojona akcja antykorupcyjna w naszym mieście. Nieważnych głosów było dość dużo (szacunkowo jakieś 15% z wszystkich kart wydanych), głównie w kartach do głosowania do Rady Powiatu i Sejmiku- ludziom nie chciało się czytać o co chodzi, zaznaczali na każdej stronie po jednym a nawet po kilku kandydatów. Mimo, że każdemu z osobna tłumaczyliśmy jak głosować, wszyscy kiwali głowami, że wiedzą, a ilość kart nieważnych później zaskoczyła... - opowiada członkini jednej z Obwodowej Komisji Wyborczej w Grójcu.
 
Pewien młody wrocławianin (student robotyki na politechnice, ze stażem w Hiszpanii)  opracował pomysł na wyborcze krętactwa. Projekt nie spotkał się jednak z zainteresowaniem, a mógłby znacznie wpłynąć na autentyczność głosowania. Specjalna urna, która skanowała by każdą kartę i zapisywała w rejestrze mogłaby się sprawdzić.  Po co jednak udoskonalać naszą „wspaniałą” PKW?

Podsumowując, demokratyczny ustrój naszego państwa, który ponoć istnieje od 1989 r. – raczkuje, a może nawet pełza. Jedną z głównych przyczyn  są media, które nie serwują od dawna rzetelnych informacji tylko info-rozrywkę. Wszystko co podaje czołowa prasa (TVN, Gazeta Wyborcza, Newsweek) opiera się nie na informowaniu społeczeństwa o tym co się dzieje tylko na emocjach! Pokazują nam, że fajnie jest być głupim, wulgarnym i niewykształconym. Tak, to prawda tacy się stajemy. Wolimy być ignorantami – lemingami. Takim społeczeństwem dużo łatwiej jest manipulować elitom rządzącym. Świetnie przedstawia to pewien filozof i lingwista Noam Chomsky w swojej publikacji na temat oszukiwania społeczeństwa przez media.

Ważne wydarzenia takie jak: polskie Watergete, przejęcie 150 mld naszych pieniędzy z OFE przez rząd czy też wmawianie nam,  że żyjemy jak prawdziwi Europejczycy do których brakuje nam co najmniej 20 lat, są wypierane jakimiś materiałami żerującymi na ludzkich emocjach (sprawa małej Madzi albo afera związana z Gender). 

Ja zagłosowałem, skorzystałem ze swojego prawa do współtworzenia naszego kraju choć powiem szczerze, że czasem tracę wiarę w idee wolności słowa i wyznania w Polsce. Oddając głos mam przede wszystkim prawo do krytyki rządzących. Niestety duży odsetek polskiego społeczeństwa nie chadza na wybory tylko woli krzyczeć do telewizora i ponarzekać na sytuacje przy wódce ze znajomymi. W tej grupie znajduje się również wiele osób młodych – lemingów, którym mówią jak mają żyć i co myśleć TVN, Gazeta Wyborcza oraz wielkie korporacje, w których pracują najczęściej za najniższą krajową. Swoich refleksji raczej nie posiadają, ponieważ wolą przeglądać tzw. Internety i robić sobie sellfie  w windzie, szafie czy nawet... w obozie zagłady Stuthoff. Czy większość młodych, którzy mieli jeszcze trochę oleju w głowie uciekła za granicę z tonącego statku o nazwie Polska razem z Donaldem Tuskiem?

Szymon Wójcik

Źródła: niebezpiecznik.pl, fronda.pl, tvn24, gazeta.pl, niezależna.pl, publikacje Noama Chomskiego